![]() |
robotnik i rolniczka na zwieńczeniu łuku triumfalnego stanowiącego wejście na teren WDNH |
Można powiedzieć, że brak czasu jest warunkiem, co prawda niewystarczającym, ale na pewno koniecznym, abym zabrała się za dodanie nowego wpisu.
Jako że powinnam zacząć chociaż zbierać materiały na moją pracę magisterską, nadszedł czas na wpis o mojej wrześniowej podróży do Moskwy.
Najpierw słów kilka o tym, by zawsze łapać okazję.
W kwietniu na mojej kochanej PWr było spotkanie dot. wyjazdu na Erasmusa i przy okazji wspomniano o możliwej praktyce wakacyjnej w Moskwie. Chętni mieli się wpisać na listę i później załatwić sobie praktykę w jakiejś firmie na własną rękę, a uczelnia miała tylko umożliwić tę współpracę. Czyli wpisując się na listę od razu wiedziałam, że prawdopodobnie nie kiwnę palcem, ażeby wybrać się nie dość że do pracy, to jeszcze za granicą, na dodatek z minimalną znajomością języka, no i samodzielnie szukając firmy.
Ale skoro już nauczyłam się, że lepiej się wykręcić i zrezygnować, niż nawet nie spróbować się załapać na coś fajnego - wpisałam się na listę.
Jakże byłam zachwycona, gdy kilka miesięcy później na zebraniu dot. tego wyjazdu organizatorzy nagle zapomnieli o pierwotnej koncepcji i zaoferowali nam możliwość dwutygodniowego wyjazdu-wymiany bardziej - przypominającego wycieczkę klasową ze zwiedzaniem miasta i odrobiną oglądania rzeczy związanych z budownictwem!
Ustalono termin na drugą połowę sierpnia.
Pech chciał, że był to czas, w którym Moskwa nie zapewniała sprzyjających warunków turystom ani nawet mieszkańcom.
Mówię tu o pożarach i związanym z nimi smogiem panującym w mieście.
W zasadzie do ostatniej chwili nie wiedziałam, czy nie wycofać się z wycieczki, bo doniesienia prasy o stanie powietrza stolicy były mocno niepokojące.
Na szczęście kolejny raz okazało się, że media rozdmuchują wszystko i przeciągają tragedie, byle tylko utrzymać dłużej chwytliwy temat w nagłówkach gazet. Po zasięgnięciu języka u mieszkańców Moskwy (mój przydatny Deus ma znajomych na całym świecie – widzicie? Czasem warto być nolifem za to z bujnym życiem internetowym) postanowiłam jechać.
Gdy dotarliśmy do miasta i wysiedliśmy na dworcu Białoruskim, muszę przyznać, że nie oddychało mi się zbyt dobrze, powietrze było ciężkie i drażniło nieco gardło, ale też nikt nie chodził w maseczkach ani nawet udusił się na naszych oczach.
Wielkiej chmury dymu na niebie również nie było, płomienie nie buchały w niebo (słowem – moja turystyka pożarowa dość mocno mnie rozczarowała ;-) ).
![]() |
Lenin wszechobecny w krajobrazie rosyjskim |
Nawet było tu działające niewielkie wesołe miasteczko, jednak w porównaniu do ogromu wolnej przestrzeni, zdawało się być tylko cieniem.
Wrażenie potęgowała też aura – szarawe, jednolite niebo (widoczny smog – zwykle bardzo dobrze widoczną wieżę telewizyjną – ostankińską – ledwo dostrzegliśmy spod wejścia do WDNH), niewiele osób leniwie spacerujących między budynkami i bogato zdobionymi wielkimi fontannami, będących jakby zjawami, a same budynki choć naprawdę ładne i monumentalne z daleka, po dokładniejszych oględzinach ukazywały swą prawdę. Prawdę o tym, że czasy świetności kompleksu dawno już minęły.
![]() |
mój ulubiony pawilon WDNH zwróć uwagę na maskowanie słupów rurowych smukłymi cieniutkimi rurami |
![]() |
prawdziwie chińska restauracja na terenie WDNH |
![]() |
plotka mówi, że jedna z rąk figur wykonana jest cała ze szczerego złota |
![]() |
kto stawia prom kosmiczny w parku? |
![]() |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz