piątek, 1 sierpnia 2008

Rasija!

Witam.
Szczęśliwie udało mi się załapać na wycieczkę z nauką języka do Rosji.
Zabawa trwała od 10 do 26 lipca. Jej rezultatem są wspaniałe wspomnienia, nowe znajomości i troszeczkę zdjęć. Wycieczkowych.

Mieszkaliśmy w Riazaniu. Mieście niecoponadpółmilionowym. Zabawne, że określa się je czasemże jest 'koło' Moskwy. To Koło wielkie jest na 180km na południowy wschód od stolicy, ale nie dziwmy się, że 180km to zwykłe koło, gdy czas między wschodem a zachodem kraju rózni się o 10h.
W dzień przyjazdu wrzuciliśmy nasze bagaże do starego, powyginanego, z lekko przeciekającym dachem Ikarusa i wyruszyliśmy na pierwsze zwiedzanie Moskwy. Ale nie było pogody, więc zdjęć z rozmazanymi plamami kropel na obiektywie nie pokażę.

Po czterech godzinach jazdy Ikarusem dotarliśmy na miejsce. Do Riazania, do akademika Radiotechnicznego Uniwersytetu, który nas tu zaprosił. Z zewnątrz akademik wyglądał paskudnie. To znaczy, sama architektura była niezła, ale stan, w jakim ona się znajdowała, była tragiczna. Potem okazało się jednak, że to z powodu remontu. Remontu rzeczywistego, remontu prawie wszystkiego. Jak wielkie moje zdziwienie było, gdy rano budzili mnie pracujący na dziedzińcu ludzie! U nas dzień roboczy zaczyna się dopiero przed południem, a kończy nie później niż po godzinie 15. Wnętrze naszej części akademika było na wiele wyższym poziomie niż w akademikach wrocławskich, które odwiedzałam. W każdym pokoju telewizor (element dydaktyczny - można było osłuchać się z językiem, gdy akurat nie piliśmy na stadionie z naszymi nowymi znajomymi z uniwersytetu), czasem deska do prasowania, żelazko, a w czteroosobowych łazienka, kuchnia z mikrofalówką. Lux.
Na zdjęciu pokój, który dzieliłam z Agatą.











Niczego sobie, prawda? Jednak pewnego dnia Agata postanowiła zawalczyć o kuchenkę gazową, bo nie da się ugotować wielu dań w mikrofalówce. Kuchnia z gazówkami znajdowała się w o wiele większej, nie wyremontowanej jeszcze części akademika.

Kuchnia. Na pierwszy rzut oka straszyła, ale mi się bardzo podobała.





Skoro już się najedliśmy, można wyjść, albo zostać wyciągniętym przez niezniszczalnego pana Igora na długie piesze zwiedzanie Riazania. Miasta, w którym Lenin ma swoją ploszczać i pomniki, a młodzież śpiewa ku jego czci.














W mieście nie może zabraknąć bloków. Tutejszymi byłam zachwycona. Jeśli były bloki, to były one niebieskie, wszystkie chyba takie same, porozrzucane to tu, to tam, jednak nie wchodzące bezczelnie w centrum i nie rażące swoją obecnością. Nawet się komponowały z drewnianym budownictwem, z którym nierzadko sąsiadowały. Był tu takze teatr, przed którym stała jedna z ciekawszych fontann, która nie mogła stać przed żadną inną budowlą.










Jak to rosyjskie miasto, Riazań posiada swój kreml (XVIw.). Kilka razy poszliśmy zwiedzać go. Bardzo mi się podobał. Było to zadbane, zielone, spokojne miejsce, w którym widzi się turystów, duchownych, mieszkańców miasta i niezidentyfikowane postacie.


























Weszliśmy do wielu cerkwii, poznawaliśmy ich historie, znaczenie, widzieliśmy wiele złota, całe mnóstwo ikon. Odwiedziliśmy kilka monastyrów, za jednym nawet było święte źródło o temperaturze 4-6 stopni Celsjusza, w którym jeśli się wierzący zanurzy recytując odpowiednie modlitwy zostanie uzdrowiony. O ile nie zejdzie na zawał serca, albo długie, strome dojście do owego źródła go nie wykończy. Na upalne, duszne dni polecam zanurzenie się nawet niewierzącym.
















Mieliśmy też parę wycieczek do Moskwy. Dokładnie parę - dwie. Wyjazd 'elektriczką' rano i pwrót popołudniu, no po 18. Niby na miejscu byliśmy tylko po 8 godzin, ale zdołano pokazać nam dość sporo. Na samym początku świetny dworzec Kazański, gdzie nasz pociąg kończył bieg, a potem metro, którym dojeżdżaliśmy w inne ciekawe miejsca. Chociaż jak dla mnie, moglibyśmy cały dzień spędzić na dworcach. Pierwszego dnia, gdy dojechaliśmy do Moskwy z Polski, nie spodobało mi się metro, widziałam kilka nudnych, prawie takich samych stacji. Nie było złota i mozaik, o których mi mówiono. Teraz jednak korzystaliśmy z naprawdę godnych stacji. Tutaj też mogłabym spędzić cały dzień. Odwiedziliśmy galerię Tretiakowską, Kreml, Plac Czerwony z Soborem Wasyla Błogosławionego, muzeum politechniczne, największą w Moskwie cerkiew - Chrystusa Zbawiciela...













Cerkiew Chrystusa Zbawiciela:














Sobór Wasyla Błogosławionego:














GUM, największy, najdroższy sklep w całej Moskwie na Placu Czerwonym.











Widok na rzekę Moskwa. Po prawej bloki wybudowane przez Stalina dla swoich urzędników. Najfajniejsze w całej Moskwie!











Na Ogrody Aleksandrowa rzuciliśmy okiem w drodze na Kreml.









Moskiewskie kontrasty.










Wyjazd był super, na pewno jeszcze odwiedzę ten trochę inny od naszego świat.
Pozdrawiam,
kolgrejcik